sobota, 15 marca 2014

Rozdział III

Zapraszam do czytania! :* 

Otworzyłam oczy. Przez zasłonięte okna nie wpadało ani trochę światła, dlatego miałam trudność ze zlokalizowaniem miejsca w którym się znajdowałam. Po kilku sekundach dzięki którym mój wzrok przyzwyczaił się do panującego mroku spostrzegłam kontury ładnie urządzonego pokoju z szafą, biurkiem i olbrzymim łożem w którym aktualnie leżałam. Chwila moment...co kurwa?! Wstałam jak oparzona, jednak nie należało to do jednych z moich najmądrzejszych pomysłów, gdyż tak szybko jak się podniosłam wylądowałam z powrotem na posłaniu z powodu zawrotów głowy. Wydarzenia, jak przewidywałam, z przed kilku godzin zaczęły porządkować się w mojej głowie, a mój żołądek uporczywie domagał się jedzenia. Klub,Matt,jego ręka... potrząsnęłam szybko głową, aby powstrzymać odruchy wymiotne. Zielone oczy... zapatrzona w ścianę zobaczyłam zielone oczy, które wpatrywały się we mnie kilkadziesiąt minut temu. Oczy, których powinnam się bać,unikać ich, ale moja podświadomość mi na to nie pozwalała. To spojrzenie sprawiło, że na moment poczułam się bezpieczna i zapomniałam o Matcie. Przypomniałam sobie jak właściciel oczu niósł mnie do samochodu i co chwile szeptał  " Nie bój się Lily, teraz jesteś bezpieczna". Trochę bardziej pewna siebie znów podjęłam próbę wstania, która tym razem przebiegła pomyślnie i biorąc głęboki wdech wyszłam z pokoju. Schodząc po krętych schodach, zostawiłam za sobą długi korytarz, który pomimo dużej ilości wolnego miejsca nie miał żadnych dekoracji na ścianach, oprócz dużego lustra zawieszonego poziomo do ściany. Oceniając swój wygląd w lustrze stwierdziłam że wyglądam okropnie. Duże fioletowe worki pod oczami, zdradzały mój nadmiar wypitego alkoholu, a rozmazany makijaż i rozczochrane włosy sprawiały, że osoba na dole mogła mnie wziąć za jakiegoś potwora. Przeczesałam dłonią włosy w nadziei że będą wyglądać lepiej, jednak to niezbyt pomogło. Stając pod schodami nie wiedziałam co mam robić. Wokół mnie panowała kompletna cisza, tak jakby nikogo oprócz mnie nie było w domu,jednak wszystkie światła były zapalone. I faktycznie: byłam sama. No ładnie. Westchnęłam i weszłam do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazała się być kuchnia. Tak nagle mój żołądek przypomniał sobie o tym, że jest kompletnie pusty i powtórnie zaburczało mi w brzuchu, a widząc przygotowany talerz z kanapkami rzuciłam się na nie jak wygłodniały lew. Wzięłam do ręki karteczkę, która leżała obok naczynia i zaczęłam śledzić wzrokiem zamieszczony na niej tekst "Kanapki są dla ciebie. Wrócę ok. 23". Popatrzyłam na zegarek. 22:30. Po pochłonięciu wszystkich kanapek i herbaty, którą sobie zrobiłam, poszłam do łazienki, która znajdowała się w głębi domu, gdzie doprowadziłam swój wygląd do porządku. Będąc w łazience usłyszałam głuchy odgłos opadanych kluczy na komodę, dlatego jak najszybciej ruszyłam w stronę ogromnego hallu w nadziei, że lokator powrócił. Gdy podeszłam do szafki, jednak nic oprócz jakiś papierów, które leżały tu pewnie przez dłuższy czas, się nie zmieniło. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do kuchni, żeby umyć pozostawione przeze mnie naczynia.
- Widzę, że już wszystko jest okey, tak? -Słysząc nagły głos kogoś za moimi plecami, krzyknęłam, a przez mój podskok, kubek, który trzymałam dotychczas w ręce rozbiła się z głośnym brzdękiem na podłodze.. Odwróciłam się przybierając jedną z obronnych pozycji, których nauczył mnie Luke i zetknęłam się prosto ze zirytowanym spojrzeniem intensywnie zielonych tęczówek.
- No jacież pierdziele patrz co zrobiłaś! - Krzyknął chłopak odwracając rozgniewany wzrok na kawałki szkła spoczywające pod moimi nogami.
- Gdybyś mnie nie przestraszył, to kubek nadal byłby w całości, Harry - Specjalnie dałam nacisk na jego imię w sumie nie wiedząc czemu to robię. Chłopak uniósł zdziwione spojrzenie na mnie, po czym roześmiał się na całe pomieszczenie, co spowodowało, że na moje policzki wkradły się dwa purpurowe rumieńce, nie znając powodu jego reakcji. Speszona odwróciłam wzrok.
- Ratuję cię z rąk potencjalnego gwałciciela, kładę w swoim łóżku i zostawiam samą w domu będąc przekonanym że taka mała osóbka jak ty nie rozwali mi go na kawałki, przygotowuję ci jedzenie, a ty zwalasz na mnie, że rozwalony przez ciebie kubek jest tak naprawdę moją winą! Jesteś żałosna. - Powiedział powstrzymując swój ironiczny śmiech. Jego słowa lekko mnie zabolały, mimo tego, że po części miał rację. W tym samym czasie chłopak wyminął mnie, pochylając się nad rozbitym naczyniem.
- Wiesz wydaje mi się, że to nie Matt jest potencjalnym gwałcicielem, jeśli pierwsze co zrobiłeś z nieprzytomną dziewczyną to było położenie jej w swoim łóżku... - Zanim zdążyłam ugryźć się w język, prawie niedosłyszalny szept opuścił moje usta. Usłyszałam jak większe kawałki szkła, które udało się pozbierać Harremu trafiają znowu na podłogę, tym razem rozpryskując się na małe kawałeczki. Wzdrygnęłam się i popatrzyłam prosto w oczy chłopaka, które w jednej chwili przybrały zupełnie czarną barwę.
- Ty kurwa nic o mnie nie wiesz - z jego ust wydostał się stanowczy warkot, a pięść zielonookiego wylądowała z donośnym hukiem na blacie. Cofnęłam się kilka kroków. Miał rację, nic o nim nie wiedziałam, ale widząc jego reakcję, mogłam domyślać się, że trafiłam w jeden z czułych punktów Harrego. Brunet znów pochylił się nad kupką szkła, a ja żeby nie stać bezczynnie, poszłam w jego ślady. Czułam na sobie jego zaskoczone spojrzenie, gdy kucnęłam obok niego, ani trochę nie będąc wystraszoną jego nagłym wybuchem. Chłopak nic nie powiedział tylko kontynuował wykonywaną czynność. W pewnym momencie Harry syknął i zaciągając bardziej powietrze przyłożył swój palec do ust.
- Pokaż - Wyciągnęłam w jego stronę dłoń z lekkim uśmiechem na twarzy, a chłopak po kilku sekundach zastanawiania się, podał mi swoją z kompletnym brakiem jakichkolwiek emocji w oczach. Ze wskazującego palca bruneta spływała dość szybko czerwona strużka krwi, a w opuszku palca tkwił mały kawałek szkła.
- Chodź, trzeba to wyciągnąć - Podniosłam się z pozycji kucającej, a chłopak bez słowa powlókł się za mną do łazienki, z którą już wcześniej miałam okazję się zapoznać. Harry oparł się o blat od umywalki i przyglądał się moim poszukiwaniom apteczki, wyciągając odłamek szkła.
- Druga szuflada od góry - Powiedział beznamiętnym tonem. Skinęłam głową i wyjęłam potrzebne rzeczy ze środka. Podeszłam do lokatego i chwytając delikatnie za zraniony palec, odkręciłam wodę utlenioną.
- Będzie szczypać, prawda? - Popatrzyłam rozbawiona w oczy chłopaka szukając w nich chociaż trochę potwierdzenia na to, że żartował, jednak widząc jego lekko przerażone spojrzenie spoczywające na białej buteleczce zrozumiała, że Harry mówił całkiem poważnie.
- Tylko trochę - Wylałam ciecz na ranę, a chłopak ponownie syknął. Po kilku sekundach napięte mięśnie chłopaka znów powróciły do normalnego stanu, a gdy dokończyłam opatrunek kończąc go przyklejonym plastrem, podniosłam swój wzrok na twarz bruneta. Chłopak patrzył na mnie ciekawskim spojrzeniem, jakby próbował wywiercić mi dziurę na wylot.
- Przepraszam za tamto w kuchni, nie powinnam tego mówić szczególnie,jak miałeś rację, nic o tobie nie wiem. Dziękuję, że mnie uratowałeś. Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna - Uśmiechnęłam się lekko po czym opuściłam łazienkę, zostawiając wmurowanego moimi słowami chłopaka samego. Skierowałam się do sypialni po swoją torebkę, po czym zeszłam na dół do hallu. Gdy ubierałam te cholerne obcasy i skórzaną kurtkę, w której poszłam na imprezę, Harry wyłonił się w drzwiach od łazienki.
- Dokąd idziesz? - Zapytał znów tym samym, zimnym tonem co wcześniej.
- Do domu. Muszę wrócić przed rodzicami - Odparłam zgodnie z prawdą, nie do końca będąc przekonaną, że słusznie mówię o tym chłopakowi.
- Nigdzie nie pójdziesz - Popatrzyłam na niego wielkimi oczami, a Harry zdając sobie sprawę z wypowiedzianych przez niego słów, spuścił głowę. - Nie sama. Jest prawie 12 w nocy. Chcesz trafić na drugiego Matt'a to proszę bardzo, ale tym razem nie będę już robić za Romeo, bo rozwalisz mi kolejny kubek. - Wyraz twarzy chłopaka był poważny, ale przy ostatniej części zdania na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech dopełniony dwoma dołeczkami w policzkach. Również się uśmiechnęłam.
- I tak byś mnie uratował - Powiedziałam po czym wyszłam z domu. Dochodząc do końca ulicy usłyszałam cichy ryk silnika wydawany przez samochód, który jechał teraz równo z tempem mojego chodu.
- Nie znam bardziej upartej dziewczyny od ciebie, serio - Za spuszczoną szybą pojawiła się głowa Harrego.
- Chyba wezmę to za komplement - Powiedziałam śmiejąc się i nurkując na miejscu pasażera. Chłopak prychnął pod nosem i pogłaśniając bardziej muzykę, ruszył z piskiem opon w otaczającą nas noc.


Witajcie kochani! Przepraszam was, że taki krótki, ale tak jak pisałam w ogłoszeniu mam karę na kompa itd. itp. i naprawdę jestem zadowolona z tego, że chociaż tyle udało mi się napisać! <3 Mam nadzieję, że jednak kolejny rozdział pojawi się trochę szybciej, bo mam już pomysł a akurat mam dni weny więc... :D kto wie ;p Pozdrowionka dla wszystkich czytelników i oczekuję, na naprawdę dużą ilość komentarzy, bo poprawiło by mi to 1000000000000 razy humor! ;* <3 Ps: jeśli są jakieś błędy to poprawię je później ;)